Wielka „FIKCJA”​? – ubezpieczenia zdrowotne w Polsce

 „Wspaniały wzrost przypisu składki”. „Wielki rozwój”. „Szansa na przyszłość”. „Może być tylko lepiej”.

Takie hasła pojawiają się ostatnio coraz częściej w aspekcie ubezpieczeń zdrowotnych. Wiele elementów ma wpływ na takie postrzeganie tego tematu. Brzmi to naprawdę fantastycznie. Największy wpływ na taki hura optymizm miał Raport o składce ubezpieczeniowej w 2017 roku przygotowany przez Polską Izbę Ubezpieczeń. Wyniki pokazane na stronie 17 raportu rzeczywiście wyglądają imponująco:

– 2 266 500 osób posiada prywatne ubezpieczenie zdrowotne

– 684,5 miliona złotych – tyle wynosi składka przypisana w roku 2017 na prywatne ubezpieczenia zdrowotne

W praktyce oznacza to, że przeciętny ubezpieczony przeznacza na prywatne ubezpieczeni zdrowotne w trakcie roku 302 złote, czyli miesięcznie około 25 złotych. Czyli bardzo mało. Osoby znające chociaż trochę ten rynek wiedzą, że za 25 złotych miesięcznie ubezpieczyć swojego zdrowia za bardzo nie można. Oczywiście nie znamy dokładnie struktury tej składki.

Mnie osobiście ciekawi:

  1. Ile w tej składce jest składki za medycynę pracy – bo trudno jest to uznać za składkę przeznaczoną na prywatną opiekę medyczną
  2.  Jaka część tej składki obejmuje składkę z produktów łączonych – czyli połączenia grupowego ubezpieczenia na życie w firmie, do którego obligatoryjnie włączone zostają pewne elementy związane z ubezpieczeniami zdrowotnymi – trzech lekarzy, drobna diagnostyka i zniżki z których ostatecznie w praktyce mało kto korzysta, bo nie pamięta, bo…………. Każdy może sobie wymienić co mu się podoba jaki jest powód. Ale ilość osób ubezpieczonych i wysokość łącznej składki wskazuje jednoznacznie, że w tej składce przypisanej stanowi to naprawdę dużą część. Na pewno ta część jest wysoko rentowna dla Ubezpieczyciela.
  3. Ile składki jest w podobnych produktach bankowych: drobne elementy zdrowotne rozproszone w wielu produktach, powiększające listę dostępnych ryzyk, ale w rzeczywistości mające mało wspólnego z ubezpieczeniami zdrowotnymi

I to jest właśnie ten pierwszy element fikcji, który u osób ubezpieczonych w ogóle nie buduje poczucia posiadania jakiegokolwiek ubezpieczenia zdrowotnego. Można uznać, że osoby te są nieświadomym budowniczym wielkiego rynku ubezpieczeń zdrowotnych w Polsce. Po prostu, chcieli mieć życiówkę, przy okazji muszą mieć zdrowotne, z którego pewnie nigdy w życiu nie skorzystają. Ale mają i fajnie. Są osoby na rynku, które twierdzą, że tak jest ok. Od czegoś trzeba zacząć. Itp. Itd.

Nie wiem czy jest to fikcja niebezpieczna, ale na pewno w jakimś stopniu zniechęcająca. No bo jeżeli jako Jan Kowalski otrzymałem informację, że w moim ubezpieczeniu grupowym na życie, jest ubezpieczenie zdrowotne, a w sytuacji potrzeby skorzystania z tego ubezpieczenia, okazuje się, że niestety, ale tego akurat w zakresie brak, to nie będę pamiętał, że przecież płacę za to tylko 9 złotych i 54 grosze i nie mam szansy oczekiwać, że w takiej cenie czekają na mnie cuda. Zniechęcenie czy wręcz przekonanie o oszustwie jest w takim przypadku uczuciem jak najbardziej uzasadnionym.

I jest druga bardzo ważna grupa klientów w ubezpieczeniu zdrowotnym. Pracodawcy, którzy fundują swoim pracownikom ubezpieczenia zdrowotne, ewentualnie abonamenty medyczne. Tych drugich brak jest w składce wskazanej w raporcie przez PIU, ale co do zasady są podobne i problemy w nich występujące są również podobne.

Firmom brokerskim zdarza się na nie natknąć u swoich klientów, którzy są przekonani, że właśnie abonamenty medyczne są najwspanialszym rozwiązaniem na rynku i jedynym słusznym. Nie miejsce tutaj i czas na polemizowanie z tym przekonaniem, ale mam zdanie diametralnie odmienne i nie tylko z powodu podatku VAT zawartego w prowizji od sprzedaży. A tak kiedyś jeden Pan prawnik z firmy abonamentowej argumentował w trakcie postępowania w KIO dlaczego Brokerzy Ubezpieczeniowi częściej rekomendują ubezpieczenia zdrowotne, a nie abonamenty medyczne. I jako ciekawostka: Pani Arbiter w KIO nie dała się przekonać taką argumentacją.

Wracając do Pracodawców i fundowania przez nich ubezpieczeń zdrowotnych, czy abonamentów medycznych swoich pracownikom. Rzeczywiście ten rynek rośnie, wzrasta zainteresowanie coraz większej ilości firm tą formą benefitu pracowniczego.

W tym przypadku na pewno mamy do czynienia z w pełni świadomym działaniem. Powodów bywa wiele:

  1. Chęć zapewnienie swoim pracownikom lepszego dostępu do opieki medycznej, bo wiadomo jak rynek NFZ działa
  2. Budowanie marki „Dobrego Pracodawcy”
  3. Chęć obniżenia absencji chorobowej wśród pracowników – wiadomo szybciej zdiagnozowany i leczony pacjent ma szansę na szybsze wyzdrowienie.
  4. Lub po prostu pracownicy się domagają ubezpieczeń zdrowotnych w firmie, jeżeli nie fundowanych, to przynajmniej dobrowolnych organizowanych przez Pracodawcę

Ja się bardzo często zastanawiam, w którym momencie ta świadomość działania się kończy i kiedy zaczyna iść również w stronę fikcji. I to chyba już takiej fikcji trochę bardziej niebezpiecznej dla samej idei ubezpieczeń zdrowotnych.

Wyobrażenie statystycznego klienta jest takie: kupiłem ubezpieczenie zdrowotne dla swoich pracowników, za każdego płacę np. 45 złotych miesięcznie i to rozwiązuje wszystko problemy z opieką medyczną moich pracowników. Szanowny Kliencie, to nie rozwiązuje wszystkich problemów twoich pracowników z opieką medyczną. To dopiera otwiera proces powstawania wielu kolejnych problemów. Bo przecież nie ma takiej możliwości, żeby za 45 złotych miesięcznie, czy nawet za 80, czy 100 złotych miesięcznie rozwiązać wszystkie problemy. Nie rozwiązują ich również pakiety VIP za 250 czy 400 złotych.

Po prostu nie ma takiej możliwości. Każdego miesiąca z pensji każdego pracownika płacona jest składka na ubezpieczeni zdrowotne w ramach NFZ w wysokości kilkuset złotych. I co? I nic, po prostu nie starcza. Tak po prostu. Pewnie wiele tej składki pochłaniają leki, czy te ryczałtowe, czy zniżkowe. Kolejny element kosztotwórczy to różnego typu operacje, badania genetyczne, czyli cała bardzo droga diagnostyka lub leczenie. No i na pewno biurokracja pochłaniająca niewątpliwie dużą część zbieranej składki. Ale tak czy inaczej na każdą osobę ubezpieczoną przypada na tak zwane ambulatorium znacznie więcej pieniędzy niż kilkadziesiąt złotych miesięcznie.

I to jest ten drugi element FIKCJI ubezpieczeń zdrowotnych.

Często jako brokerzy czy doradcy, nie mamy odwagi uświadomić klientowi, że prywatne ubezpieczenie zdrowotne, czy abonament medyczny nie ma zastąpić nam ubezpieczenia w ramach NFZ. Ono ma nas wspomóc w szybszym dostaniu się do lekarza, stosunkowo szybkiej diagnostyczne (nie tak dramatycznie wydzielanej jak w przypadku lekarzy pierwszego kontaktu w NFZ). Czyli starajmy się jasno przekazywać naszym klientom informację, że to co kupują swoim pracownikom, nie jest żadnym „zamiast”, jest dodatkiem. Bardzo ważnym dodatkiem, który na pewno pomógł ogromnej rzeszy ludzi, szybko dostać się do lekarza, zdiagnozować nieraz nawet bardzo poważną chorobę, poddać się szybko rehabilitacji po operacji, czy wypadku w oczekiwaniu, aż dojdzie do mnie kolejka wyznaczona w ramach ubezpieczenia NFZ. Bardzo często właśnie podczas rozmów z Pracodawcami, czy potem na etapie wdrażania z pracownikami to powtarzamy. I wtedy łatwiej jest to zrozumieć i przyjąć jako norma.

Pewnie w części przypadków pojawiają się głosy, że nie warto, że to psu na budę.

Takie dwa moje ulubione przykłady z dwóch firm:

– Pierwsza Pani ostatnio na jednym ze spotkań przekonywała mnie, że skoro w ramach programów profilaktycznych organizowanych przez Ubezpieczyciela na terenie firmy nie będzie przywieziony rezonans i tomograf komputerowy, to cała ta profilaktyka jest fikcją.

– Druga Pani zaproponowała, aby w ramach prowadzonego postępowania w definicji przychodni wprowadzić wymóg, że musi mieć przynajmniej 4 miejsca parkingowe, zagwarantowane dla pracowników tej firmy i dodatkowo windę, jeżeli znajduje się na różnych kondygnacjach.

A składka średnia, która jest przewidywana na to ubezpieczenie wynosi tak mniej 35-40 złotych miesięcznie. Czyli „ogromne pieniądze” w których na pewno może znaleźć się miejsce na takie udogodnienia. Pewnie każdy by chciał móc spokojnie zaparkować auto, wjechać sobie windą do lekarza, najlepiej bezpośrednio do gabinetu, bo dzięki rozwiązaniom informatycznych bardzo często nie musimy już odczekać w kolejce do recepcji.

Uważam, że brokerzy powinni z taką wizją ubezpieczeń zdrowotnych walczyć. Bez problemu mieć odwagę powiedzenia klientowi, że to jest niemożliwe do uzyskania. Jeżeli zrezygnuje z tego powodu, to nawet lepiej. Bo tak czy inaczej prędzej czy później ten problem będzie narastał i wybuchnie. I będziemy mieli bardzo niezadowolonego klienta, bo miało być tak pięknie, bo zgodnie z jego wyobrażeniami, a nie z realną rzeczywistością.

Nie warto budować fikcji, ani tej pierwszej, ani tej drugiej. Bo taka fikcja obróci się i przeciwko Pracodawcy, który robił to w dobrej intencji i chciał pomóc swoim pracownikom, ale również przeciwko pracownikom, doradcom i w konsekwencji również przeciwko Ubezpieczycielom zdrowotnym. Bo niezadowolony klient bez względu na to, że nie ma racji i tak jest najbardziej skuteczną antyreklamą ubezpieczeń zdrowotnych.

Klient poinformowany, rozumiejący co kupuje, to klient na pewno w większym stopniu zadowolony i przekonany, że to co kupił ma sens i kupi następnym razem, nawet jak kupił mniej niż miał pierwotnie ochotę

Autor:
Daniel Zdziński

Blog

Fikcja ubezpieczeń zdrowotnych – to nie są...

Chcielibyśmy podzielić się naszymi spostrzeżeniami związanymi z ubezpieczeniami zdrowotnymi. Sprawa w tym przypadku dotyczy specyficznego elementu ubezpieczeń zdrowotnych czyli medycyny pracy. Co do zasady bardzo kibicujemy rozwojowi ubezpieczeń zdrowotnych w Polsce. Czasami wyrażamy swoją opinię negatywną co do rzeczywistości tego rozwoju (artykuł: Wielka FIKCJA? Ubezpieczenia zdrowotne w Polsce na Linkedin). Ale momentami nasz optymizm potrafi […]

Autor:
Fikcja Ubezpieczeń zdrowotnych – sukces, ale tylko...

No cóż, możemy się pochwalić, że nasza opinia i analiza przedstawione na linkedin w artykule – „Fikcja ubezpieczeń zdrowotnych” z dnia 25 lutego, wpłynęły na kształt nowych ofert przekazywanych przez z Ubezpieczyciela. Przynajmniej mamy taką nadzieję, że mieliśmy swój udział w podjęciu decyzji o zmianie zapisów ofert. Ale jak wiadomo do najskromniejszych nie należymy, więc […]

Autor: